Odpowiedź:
Okres po upadku cesarstwa Qingów był w Chinach czasem niepokojów, wielkich buntów oraz wojen wewnętrznych między różnymi frakcjami politycznymi, a później i z okupacją japońską. W końcu władzę udało się przejąć komunistom Mao Tse-tunga. Człowiek ten, niezależnie od oceny moralnej jego postępowania, stał się wyznacznikiem dziejów Chin. Przymusowa kolektywizacja rolnictwa, zaowocowała głodem, który pochłonął wiele milionów ofiar. Dodatkowo trwała krwawa walka z przeciwnikami komunizmu oraz wojny zewnętrzne, jak ta w Korei. Wedle szacunków rządy Mao kosztowały życie od 40 do 80 milionów istnień ludzkich. Ile zginęło naprawdę, nie wiadomo. Sam przewodniczący Mao, który pogrążył kraj w chaosie, ale także wyniósł Chiny z kraju postkolonialnego do rzędu potęg militarnych świata, zmarł spokojnie w wieku 83 lat. Nie o nim jednak chciałbym pisać. Sam okres po 1911 roku znamionował się ogromnym cierpieniem ludności Chin. Sam nie byłbym w stanie oddać tego całego ogromu ludzkiego cierpienia, dlatego postanowiłem zasięgnąć do źródła - relacji naocznego świadka Jung Chang, która stworzyła przejmujący opis tamtych czasów - Dzikie łabędzie.
Japońska okupacja Mandżurii:
Nauczyciele mówili, że Manzhuguo (Mandżukao - przyp. Red.) jest rajem na ziemi. Ale nawet dziewczynka w wieku mamy zauważała, że jeśli ten kraj jest rajem, to raczej dla Japończyków. Japońskie dzieci chodziły do osobnych szkół, dobrze wyposażonych i dobrze ogrzanych, w których podłogi błyszczały, a okna były wymyte do połysku. Szkoły dla miejscowych dzieci znajdowały się w zrujnowanych świątyniach i rozwalających się domach, i sponsorowały je prywatne osoby. Nie były ogrzewane. W zimie cała klasa przerywała często lekcje w połowie, żeby pobiegać dookoła budynku, lub wszyscy razem mocno tupali nogami, żeby się rozgrzać.
Rzecz nie tylko w tym, że przeważnie Japończycy byli nauczycielami, ale głównie w tym, że używali japońskich metod, wśród których bicie było na porządku dziennym. Najdrobniejsza pomyłka lub odstępstwo od przyjętych zasad i etykiety, na przykład wtedy, kiedy dziewczynka nie miała włosów przyciętych centymetr poniżej płatka ucha, powodowały razy. Zarówno chłopcy, jak i dziewczynki, byli mocno policzkowani, a chłopcy obrywali po głowach drewnianymi kijami. Innego rodzaju karą było klęczenie godzinami na śniegu.
Kliknij aby powiększyć
Na licencji Creative CommonsJapońska okupacja Chin
Kiedy miejscowe dzieci mijały Japończyków na ulicy, miały się kłaniać i robić przejście, nawet jeśli Japończycy byli od nich młodsi. Japońskie dzieci często zatrzymywały miejscowe i wymierzały im, zupełnie bez powodu, razy. Zawsze, kiedy dzieci spotykały swoich nauczycieli, miały się im starannie kłaniać. Mama żartowała mówiąc przyjaciółkom, że japońscy nauczyciele przelatują jak podmuch wiatru przez łąkę - widać tylko pochylające się trawy.
W ogromnych przestrzeniach północnej Mandżurii spalono wsie, a ludność, która przeżyła, została stłoczona w "strategicznych przysiółkach". Ponad pięć milionów ludzi, jedna szósta całej populacji, straciło domy, a dziesiątki tysięcy zmarło. Robotnicy w kopalniach zapracowywali się na śmierć pod dozorem Japończyków, żeby dostarczyć produkty na eksport do Japonii - Mandżuria jest wyjątkowo bogata w surowce naturalne. Wielu ludzi, którzy przez dłuższy czas w ogóle nie mieli dostępu do soli, zapadało na zdrowiu i zupełnie traciło energię życiową.
Pierwszego czerwca 1939 roku rząd ogłosił, że od tej pory ryż jest przeznaczony dla Japończyków i małej grupy współpracujących z nimi. Większość miejscowych jadała ciężko strawne, mielone żołędzie i sorgo. Doktor Xia dał temu mężczyźnie lekarstwo, za które nie wziął pieniędzy i poprosił babcię, żeby mu dała woreczek ryżu kupionego na czarnym rynku.
Niedługo potem doktor Xia dowiedział się, że człowiek ten zmarł w obozie pracy przymusowej. Po wizycie u doktora zjadł ryż, wrócił do pracy i zwymiotował na dziedzińcu kolei. Japoński dozorca zobaczył ryż w jego wymiocinie i człowiek ten został aresztowany jako "przestępca gospodarczy", a potem zesłany do obozu. Był w takim stanie zdrowia, że przeżył tylko kilka dni. Kiedy żona dowiedziała się, co się z nim stało, utopiła się razem z dzieckiem. (J. Chang, Dzikie łabędzie, przeł. B. Umińska, PRIMA, Warszawa 1995, s. 53).
Represje Japończyków wobec dzieci chińskich:
Istniało niebezpieczeństwo nalotów policji lub członków lokalnych komitetów. Na samym początku okupacji Japończycy wprowadzili system sąsiedzkiej kontroli. Lokalne grube ryby ustanowiono szefami poszczególnych komitetów, które pomagały w pobieraniu podatków i przez okrągłą dobę pełnili wartę, pilnując, czy nie ma gdzieś "bezprawnych elementów". Była to forma zinstytucjonalizowanego gangsterstwa, w którym "ochrona" i donosicielstwo stanowiły szczeble do władzy. Często Japończycy dawali wysokie nagrody za wydawanie ludzi. Policja Manzhuguo stanowiła mniejsze zagrożenie niż zwykli cywile. W rzeczywistości wielu policjantów było nastawionych bardzo antyjapońsko. Jednym z ich głównych zajęć było sprawdzanie zameldowania i często przeszukiwali dom po domu. Ale zawsze poprzedzali swoje przybycie głośnym "Sprawdzanie zameldowania! Sprawdzanie zameldowania!" - więc każdy, kto chciał się ukryć, miał wystarczająco dużo czasu.
Według programu szkolnego dzieci miały śledzić wiadomości dotyczące japońskich zwycięstw na wojnie. Japończycy nie tylko nie wstydzili się swojej brutalności, ale nawet chełpili się nią i widzieli w niej sposób na wszczepienie dzieciom strachu. Filmy pokazywały japońskich żołnierzy rozcinających ludzi na dwoje, lub więźniów, których psy rozszarpują na sztuki. Były tam długie zbliżenia wytrzeszczonych ze strachu oczu ofiar szturmujących żołnierzy. Japończycy pilnowali, żeby jedenastoletnie i dwunastoletnie dziewczynki nie zamykały oczu ani żeby nie pakowały sobie do ust chusteczek, które miały zdławić ich krzyki. Przez wiele lat potem te obrazy z filmów wracały do mojej mamy jako koszmary senne.
W 1942 roku, kiedy armia japońska rozlokowana była wzdłuż Chon, południowo-wschodniej Azji i wybrzeży Pacyfiku, Japończycy odczuwali brak rąk do pracy. Cała klasa mamy była zobowiązana do pracy w fabryce włókienniczej, podobnie jak dzieci japońskie. Każdego dnia miejscowe dziewczynki musiały iść około 6 km; japońskie dzieci wożono ciężarówką. Miejscowe dziewczynki dostawały rzadką papkę ze spleśniałej kukurydzy, w której pływały ugotowane martwe robaki; japońskie dziewczynki dostawały na lunch mięso, jarzyny i owoce.
Japonki dostawały lekką robotę, taką jak mycie okien. Miejscowe dziewczynki obsługiwały skomplikowane maszyny, które wymagały dużej zręczności i były niebezpieczne nawet dla dorosłych. Praca polegała głównie na ponownym łączeniu zerwanych nici tak, żeby nadążyć za maszynami pracującymi na pełnych obrotach. Jeśli natychmiast nie spostrzegły zerwanej nici, albo nie związały jej dostatecznie szybko, były niemiłosiernie bite przez japońskiego dozorcę.
Dziewczynki były przerażone. Połączenie napięcia nerwowego, zimna, głodu i zmęczenia, prowadziło do wielu wypadków. Prawie połowa koleżanek mamy miała obrażenia albo rany. Pewnego dnia mama zobaczyła jak wirujące czółenko wyskoczyło z maszyny i wykuło oko koleżance, która stała obok niej. Przez cała drogę do