Odpowiedź:
W poprzednim tomie „Dziennika Cwaniaczka” mieliśmy Święta, ale bez zimy, bo rodzina głównego bohatera postanowiła wybrać się w cieplejsze rejony na ten czas. Teraz, by nie żałować swoim czytelnikom śnieżnego szaleństwa, Jeff Kinney serwuje nam część skupioną na właśnie na nim. Będzie więc biało, będzie zabawnie i nastrojowo. I jak zwykle na znakomitym poziomie, który dobrej rozrywki dostarczy nie tylko dzieciom.
Świat stanął na głowie! Nadeszła zima, a na dworze jest ciepło, upalnie wręcz. Winne wszystkiemu jest podobno globalne ocieplenie, ale Grega niezbyt to interesuje. On jest na tym świecie zbyt krótko by mieć z tym cokolwiek wspólnego, mimo to czuje, że tak nie powinno być. Dla niego zima to zimno i śnieg, a tymczasem ma wrażenie jakby było lato. I tylko szkolne termostaty grzeją zgodnie z oczekiwaniami pory roku tak, że nie da się tego znieść.
Wkrótce jednak zima zaskakuje drogowców, nadciąga mróz, zaczyna sypać biały puch… Śnieżyca sprawia, że szkoła zostaje zamknięta, a sąsiedztwo Grega zmienia się w miejsce regularnej bitwa na śnieżki. A przecież mieszkańcu Surrey Street od zawsze są w stanie wojny trwającej między górniakami a dolniakami. Teraz jednak nadchodzi prawdziwy sprawdzian ich mobilizacji i zdolności bojowych. A hasło białe szaleństwo nabiera zupełnie nowego znaczenia…
To już trzynasty tom „Dziennika Cwaniaczka” i jeśli ilość wydanych części świadczy o popularności serii – a bezwzględnie świadczy – to zdecydowanie coś musi w niej być. I chyba nie muszę Was przekonywać, że ta rzeczywiście ma w sobie to coś, bo jeśli czytaliście choć jedną z poprzednich książek, sami doskonale o tym wiecie. Co z tymi, którzy Grega, jego rodziny i przyjaciół jeszcze nie spotkali? Ta grupa musi wiedzieć jedno – jeśli lubi dobre, zabawne i niegłupie lektury dla całej rodziny, przy których doskonale bawić się będą zarówno dzieci, nastolatkowie, ich rodzice, jak i dziadkowie, „Cwaniaczek” jest dla nich.
Co mogę więcej powiedzieć na ten temat? Cóż, przygody Grega i jego przyjaciół są szalone, są też niegrzeczne (co ucieszy dzieci, bo kto chce czytać o grzecznych, idealnych bohaterach, prawda?), ale jednocześnie bawiąc uczą, ucząc bawią. Nie, nie przekazują tu większej wiedzy, ale chodzi w nich przede wszystkim o pokazanie czytelnikom konkretnych wartości i potępienie rzeczy niewłaściwych. Autor nie robi jednak tego w nachalnie dydaktyczny sposób, dzięki czemu całość ma pazur i jest atrakcyjna dla młodych czytelników.
Wszystko to jest przy tym lekko, prosto, ale naprawdę świetnie napisane, tak, że nawet dorośli nie poczują się zawiedzenie poziomem książek, a także bardzo ładnie zilustrowane. Owszem, rysunki są proste i dość sterylne w swoim wykonaniu, ale dobrze pasują do samej treści i świetnie ją uzupełniają. Bo „Cwaniaczek” to udane połączenie powieści i komiksu, które potem z dobrym skutkiem powieli nasi rodacy w świetnym „Hej, Jędrek!”.
Reasumując, warto „Cwaniaczka” poznać. Kto lubi książki w stylu „Mikołajka”, będzie zachwycony – tak samo, jak wszystkie dzieci lubiące czytać. A skoro o „Mikołajku” mowa, opowieści o Gregu to bodajże najlepsze obok niego dzieła w swojej kategorii, a to wielkie osiągnięcie. Dlatego polecam gorąco i czekam na kolejny, zapowiedziany już tom.